Jest środek nocy.
Nie śpię bo kanapki ze smalcem i cebulą są łagodnie rzecz ujmując słabym zapotrzebowaniem energetycznym. Kocyk o grubości max 2mm też nie za bardzo chroni przed zimnem, tak samo jak krótkie spodenki i koszulka z krótkim rękawem. Tak. Podłoga w hali produkcyjnej gdzie próbuję spać też nie jest ogrzewana na co marnuję kolejne bezcenne kalorie. Zapomniałem chyba wspomnieć, że dach przecieka i tak się pięknie złożyło, że akurat na środek mojego materaca. Siedzę tedy wesół i kontent bo wiem, że żadna z 10 sesji fotograficznych jakie zrobiłem przez ostatnie trzy miesiące nijak nie oddaje rzeczywistego uroku żadnego z moich obrazów. Uznaję więc wszem i wobec, że nie ja a stwórca uznał, że koniec pitolenia się w tańcu i wystawiam z takimi zdjęciami jakie są. Pozdrawiam serdecznie wszystkich ludzi którzy na co dzień jadają w restauracjach. Żałujcie. Nie macie bladego pojęcia (a może i macie) jak smakuje tygodniowy ziemniak z dna lodówki (oczywiście że nie mojej) z resztką śmietany (jasna sprawa otwartej co najmniej tydzień temu) z kawałkami cebuli po pierogach z żabki (wspomnień czar) pokrojonego w drobniutką kosteczkę (trochę ciężka sprawa bo pyra klei się już do noża) i zalanego barszczykiem instant który zbrylował się już był w jednolitą kostkę. MMMMMMMMMM PYCHA w końcu coś ciepłego. Pozdrawiam jeszcze raz serdecznie, życzę miłego wszystkiego i całuję trzęsąc się z zimna, rozpaczy i zmęczenia. Buziaki.
Odważnych zapraszam do kontaktu mailowego aszot.wolnosc@gmail.com
W urokliwym zakątku świata gdzie zesłał mnie szczodry los, nie ma zasięgu więc próby dzwonienia nie mają szans powodzenia.
Olej, 2021, zawerniksowany, z tyłu podpis i tytuł czerwonym atramentem.