Replika XVII w. prochownicy typu róg do pistoletu skałkowego wykonana z metalu i drewna. Nie da się jej używać, jak prawdziwej prochownicy.
Długość zgodna z oryginałem: 27 cm.
Trochę historii
Pistolety skałkowe posiadały uchwyty nad zamkiem przytrzymujące krzemienie. Te, uderzając o metal, iskrzyły, zapalając czarny p r o c h i dochodziło do wystrzału. Broń ta była ręcznego rozdzielnego ładowania po każdym strzale. Przez otwór lufy po jej zgrubnym wyczyszczeniu wsypywano miarkę prochu zwykle odmierzoną prochownicą, następnie wkładano kawałek szmatki (przybitki uszczelniającej) i samą ołowianą kulę. Całość przesuwano pobojczykiem w stronę zamka lufy. Więcej kul zwykle odlewano nad ogniskiem w przededniu bitwy. W wirze walki rezygnowano z przybitki. Najgorzej pisały o takich gorących czasach dzieci w swoich wspomnieniach po latach. Z ich pokojów dziecinnych znikały wtedy całe zastępy ołowianych żołnierzyków.
Broń tego typu była stosowana do początków XX wieku. Jednak w ostatnim okresie już tylko jako broń pojedynkowa. W Polsce prawo zezwalało na honorowe pojedynki jeszcze w latach 20. ubiegłego wieku jedynie z użyciem niegwintowanych pistoletów skałkowych. Paradoksalnie to ocaliło setki istnień ludzkich. Wcześniej pojedynki z użyciem białej broni zwykle kończyły się śmiercią jednego z uczestników. Broń czarnoprochowa niegwintowana była piekielnie niecelna i straszliwie zawodna. To ukuło powiedzenie "człowiek strzela, Pan Bóg kulę nosi". Statystycznie ginął co 10 uczestnik pojedynku na takie pistolety i to zwykle w wyniku zakażenia.
Ale jest też mroczna strona pistoletów pojedynkowych. W tamtych czasach powstało wiele cechów organizujących pojedynki za grube pieniądze. Zwykle opierały się na oszustwie i jeden z uczestników, ten który dobrze zapłacił, dostawał broń nieco inną. W niewidoczny na pierwszy rzut oka sposób była gwintowana. Medialna nagonka na tego rodzaju praktyki spowodowała burzę w brytyjskim parlamencie i stwierdzenie jednego z lordów: "takie czasy nastały, że pojedynki mają dziś mniej wspólnego z honorem niż kiedykolwiek". I w końcu Królestwo Wielkiej Brytanii zakazało pojedynków, a to była wówczas połowa świata. W ślad za nimi wkrótce poszli pozostali.
I chyba dobrze, bo dziś niejeden chciałby wyzwać szefa za brak obiecanej podwyżki.