"z największą przyjemnością czekam, by spośród osób znajdujących się na mojej liście potencjalnych włoskich przyjaciół poznać kogoś, kto... trzymajcie się mocn...nazywa się Luca Spaghetti (...). I naprawdę tak się nazywa, przysięgam na Boga, nie zmyślam. To zupełnie szalone (...) w każdym razie planuję jak najszybciej skontaktować się z Lucą Spaghettim".*
Był wtedy rok 2003 i w taki sposób Elizabeth Gilbert, amerykańska pisarka i dziennikarka, przedstawiała jednego z bohaterów swojej nowej książki"Jedz, módl się, kochaj", będącej prawdziwą historią jej rocznej podróży do Italii, Indii i Indonezji w poszukiwaniu siebie samej i prawdziwej miłości. Tym chłopakiem, który nosił imię jakby żywcem wzięte z turystycznego folderu o Włoszech, obwiził Elizabeth po Rzymie swoim lekko zdezelowanym skuterem, zaciągnął ją na niedzielny mecz piłki nożnej i dawał jej do spróbowania takie potrawy, jakie tylko prawdziwy rzymianin potrafi docenić, byłem ja."