"Wiem natomiast tyle - jestem zmęczona nagromadzeniem konsekwencji życia pełnego pospiesznych wyborów i chaotycznych namiętności. Kiedy wyjeżdżałam do Włoch, byłam chora na ciele i duszy. Czułam się, jakbym była glebą na farmie dzierżawcy, maksymalnie wyeksploatowaną, taką, którą trzeba zostawić, by poleżała odłogiem. Dlatego dałam sobie z tym spokój.
Wierzcie mi, zdaję sobie doskonale syz ironii sytuacji, w której wybieram się do Włoch w pogoni za przyjemnością w okresie narzuconego sobie celibatu. Niemniej uważam, że wstrzemięźliwość bardzo dobrze mi zrobi. Upewniłam się o tym pewnej nocy, kiedy moja sąsiadka z piętra wyżej (bardzo ładna Włoszka z zadziwiającą kolekcją kozaczków na szpilkach) przeżywała z aktualnym szczęśliwcem najdłuższą, najgłośniejszą, uatrakcyjnioną największą liczbą klaśnięć ciała o ciało i łomotów łóżka, najbardziej katorżniczą sesję miłosną, jaką w życiu słyszałam. Ten hałaśliwy taniec, okraszony efektami dźwiękowym, na które składało się spazmatyczne sapanie i zwierzęce wołanie godowe, trwał ponad godzinę. Leżałam piętro niżej, samotna i zmęczona, i przyszła mi do głowy tylko jedna myśl: Brzmi to jak ciężka harówka..."